12 godzin wspinaczki czyli dlaczego wlazłem na Celeste Mountain

Nie jestem typem gracza, który musi ukończyć każdy tytuł, zdobyć wszystkie osiągnięcia, zajrzeć pod każdy kamień. Rzadko docieram do napisów końcowych.

Celeste ma w sobie to coś, że po 2-3 godzinach wiedziałem, że MUSZĘ wspiąć się na tę głupią tytułową górę. Zajęło mi to ponad 12 godzin a na specjalnym liczniku widnieje ponad 3000 śmierci jakie poniosła biedna Madeline, którą przyszło mi kontrolować. Jakimś cudem zamiast kląć i rzucać padem bawiłem się świetnie. Gra była dla mnie piekielnie trudna ale też bardzo satysfakcjonująca. Spróbuję Was do niej przekonać.

UWAGA – Spoiler Alert 🙂

Rytm

Celeste zachowuje pewien specyficzny, przykuwający do ekranu rytm. Rozgrywkę podzielono na bardzo małe części, których przejście trwa zazwyczaj kilkanaście sekund – o ile zrobimy to bezbłędnie.

Większość etapów da się pokonać za pierwszym razem. Raz na kilka minut trafia się trudniejszy, trwający dwie, trzy minuty. Co pewien czas dostajemy jednak orzech, którego rozgryzienie potrafi zabrać pół godziny życia.

Wszystkie powyższe przypadki dają odpowiedni rodzaj satysfakcji. Raz cieszymy się że idzie łatwo, po czym dostajemy wyzwanie, po którym jesteśmy spoceni ale też szczęśliwi, że udało się je w końcu przebrnąć. Gra jest przez te zmiany tempa mniej monotonna.

Kontrola

Typowy przykład „łatwej do nauczenia, trudnej do opanowania” gry. Ruchy jakie możemy wykonać są banalnie proste – skok, dash (nie wiem czy jest dobre polskie tłumaczenie tego słowa), wspinaczka, kucnięcie… koniec. W połowie gry dochodzi podwójny dash i chyba nic więcej.

Szydło wyłazi z worka dopiero kiedy przyjdzie nam wykorzystać te proste ruchy do przejścia jakiegoś trudniejszego fragmentu. Okazuje się, że tylko perfekcyjne wykonanie pewnej sekwencji (kilkudziesięciu ruchów) przynosi nam sukces. Próbujemy więc i próbujemy – pięć, dziesięć, pięćdziesiąt razy. Nie liczyłem nigdy ilości podejść ale były takie ekrany, na których miałem ochotę rzucić kontrolerem o ziemię. Tym większa była radość po ich pokonaniu.

Przy okazji – kontroler od Xbox One strasznie stracił w moich oczach. Jego lewy drążek tak często źle odczytywał jeden z 8 kierunków w jakim chciałem wykonać dash, że niniejszym czynię go odpowiedzialnym za co najmniej 30% śmierci Madeline. Shame on You Microsoft!

Wrażenia wzrokowe

Grafika to pixel-art najwyższych lotów. Kolory, animacje, efekty – wszystko to jest spójne i prześliczne. Myślę, że to jedna z ładniejszych gier w tej estetyce.





Opowieść i bohaterowie

Nie spodziewałem się, że w platformówce znajdę jakąkolwiek niebanalną historię. Bardzo się zdziwiłem. Historia opowiada (w sposób prosty, lekki a jednocześnie ciepły i urzekający) o pokonywaniu słabości, depresji, kształtowaniu charakteru, pogodzeniu się ze swoimi niedostatkami, zaakceptowaniu siebie.

Czuć tu prawdziwe uczucia, emocje, dialogi, które naprawdę mogły mieć miejsce w życiu każdego z nas. Bohaterowie są przez to z krwi i kości a my nie mamy serca tak po prostu odejść od konsoli i nie wrócić. Jak to, miałbym zostawić Madeline na tej górze i nie doprowadzić jej walki z własnymi słabościami, strachem i depresją, do końca?!

Fabuła Celeste jest tym, co powoduje, że w ludzie ogóle kończą tę grę. W moim przypadku tak właśnie było.

(Zaciekawiony historią opowiadaną w grze znalazłem na reddit odpowiedni wątek: link )


Muzyka

To jeden z najlepszych OST jakie spotkałem w grach. Nie jestem jakimś znawcą tej estetyki ale to chyba chiptune czyli dźwięki wzorowane na 8/16 bitowych chipach muzycznych z Atari/Commodore? Naprawdę świetnie pasowała do etapów i cut-scenek. Podobny poziom miodności tego co leje się w ucho przypominam sobie tylko z produkcji pana o ksywie bignic.

Odkrycia i niespodzianki

Warto opukiwać każdą ścianę. W grze roi się od skrótów, ukrytych przejść i komnat ze znajdźkami.

Główna kategoria to truskawki. Jest ich dwieście i zazwyczaj trzeba sporo samozaparcia aby do nich dotrzeć. Ja zebrałem jakieś 60, przy czym do niektórych nawet nie podchodziłem, gnany ciekawością co będzie dalej. Co ciekawe ilość zebranych truskawek ma delikatny wpływ na zakończenie a konkretnie na to jak dobry placek upiecze Madeline. Mój był… średni :).

Znajdziemy też kasety, pozwalające rozegrać trudniejszą wersję danego poziomu, oraz unikalne przedmioty czy miejsca. Jednym z takich przedmiotów jest… sami sprawdźcie (albo wyguglajcie).

Fajne jest to, że nie trzeba wszystkiego odkryć, żeby ukończyć grę. Gracz może podjąć świadomy wybór – spędzić pół godziny na zdobyciu jednej wyjątkowo złośliwie umieszczonej truskawki czy przejściu w tym samym czasie 20 kolejnych ekranów.

Dbałość o szczegóły

Gra urzekła mnie w wielu drobnych detalach, które developerzy mogliby pominąć a jednak je dopracowali albo w ogóle o nich pomyśleli. Mam tu na myśli między innymi:

  • Śmierć powoduje jakieś 1,5 sekundy przerwy na animację śmierci i zaciemnienie ekranu – w grze, w której ginie się setki i tysiące razy, to spora oszczędność,
  • Autorzy, rozumiejąc, że nie każdy ma małpią zręczność, dodali w opcjach tryb asystenta, za pomocą którego można sobie ułatwić rozrywkę – przyznam że raz (na 1 ekranie) musiałem skorzystać 🙂
  • Zakończenie różni się w zależności od ilości zebranych truskawek: https://gaming.stackexchange.com/questions/326338/does-the-ending-change-if-you-collect-all-200-strawberries
  • Gra zawiera kasety odblokowujące „strony B” poszczególnych poziomów, czyli ich trudniejsze wersje. Podobno można też znaleźć kasety ze „stronami C”… dla hardkorowych graczy i masochistów to dobra wiadomość 🙂
  • Zdobycie szczytu nie kończy gry – jest jeszcze do rozegrania spory epilog no i można próbować przejść grę drugi raz – zbierając więcej truskawek, mniej ginąc, szukając kaset itd.
  • Po napisach końcowych jest taki prosty detal:

PS. Na reddit można poczytać AMA z developerami: https://www.reddit.com/r/NintendoSwitch/comments/7tuubc/hey_were_the_dev_team_behind_celeste_ask_us/

Widok z wierzchołka

Można śmieć się, że to prosta platformówka, banalne skakanie i bieganie. Też tak myślałem przez pierwszą godzinę. Po drugiej byłem przekonany, że warto grać dalej bo to coś więcej a po trzeciej byłem totalnie zakochany. Nie lubię platformówek, Meroidvanii, zręcznościówek i ogólnie odrzucają mnie trudne gry. Twórcy Celeste zniszczyli moje poglądy i przykuli do konsoli na ponad 12 godzin. Żadnej nie żałuję i… pędzę zagrać w epilog! :).

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Podobne wpisy

  • Wczoraj obejrzę Tennet. A może obejrzałem go jutro?

    Kolejna pozycja z kupki wstydu skreślona.

    Przyznam bez bicia, że po seansie nadal nie do końca wiem co tam się właściwie wydarzy(ło). Mimo to patrzyłem w ekran jak zahipnotyzowany. Chritopher Nolan nakręcił film przypominający trochę Incepcję zmieszaną z Memento i Powrotem do przyszłości, przyprawioną Mission: Impossible i kto wie czym jeszcze.

    Polecam jako widowisko, chociaż nie do końca jestem w stanie ocenić, czy to co dzieje się w tym filmie ma jakikolwiek sens. W wielu momentach miałem w głowie czerwone flagi i mój bullshit radar głośno pikał, ale i tak bawiłem się całkiem nieźle.

    Co było to było, nie ma co drążyć, jest na Netflixie więc jeśli macie to na kupce wstydu to jest dobra okazja odrobić i włączyć sobie ten film jak najszybciej. Choćby wczoraj.

  • Pięć książek, które przeczytałem w 2024 i szczególnie polecam

    Czyli kilka zdań o: Królu, Dopaminie, Korei Północnej i transhumanizmie. Miało być pięć, ale o Mężczyźnach w pułapce gniewu i samotności już wcześniej pisałem. Reszta książek jakie pochłonąłem w 2024 jest na moim profilu Goodreads.

    Król, Szczepan Twardoch

    Książkę tak naprawdę przesłuchałem w trakcie jazd i spacerów, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to małe oszustwo. Tak jak wybaczycie autorowi, że nie można się od tego cholerstwa oderwać. O ile przebrniecie przez początek, bo książka nie jest wcale ani lekka ani przyjemna i ja za pierwszym razem się od niej odbiłem. Swój błąd zrozumiałem, kajam się i przepraszam.

    Jeśli ciekawi was jak mogło wyglądać życie polityczno-przestępcze (te kategorie zawsze się mi mylą) w międzywojennej Warszawie to warto sprawdzić tę pozycję. Audiobook jest świetnie przeczytany a jeszcze wchodzi na ekrany serial na podstawie tej książki i już ostrzę sobie na niego zęby.

    We Are Legion (We Are Bob), Dennis E. Taylor

    Książka przypominająca mi trochę Accelerando, Marsjanina albo stare dobre dzieła Lema czy Asimova i Heinleina. Jest transhumanizm, polityka, podróże międzyukładowe. Jest humor i nawiązania do popkultury – od Simpsonów, przez Douglasa Adamsa po Monty Pythona. Znajdziemy tu również klonowanie umysłu i pseudonaukowy (a może nie pseudo – trudno mi ocenić) bełkot, który bardzo lubię. Czyta się właściwie samo (w sensie szybko), podobnie jak serię o Mordbocie, którego też bardzo polecałem w 2023.

    Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, Barbara Demick

    To już się nie czyta samo. Tu mamy drogę przez mękę – ale nie dlatego, że reportaż jest źle napisany a dlatego, że nóż się otwiera w kieszeni w częstotliwością 15 razy na rozdział. Trudno uwierzyć w opisywane tam sytuacje. Jeśli chcecie kiedyś zostać dyktatorem i poznać skuteczne metody – poradnik jak znalazł. Jeśli macie problem z czytaniem o ludzkim cierpieniu, nieludzkim traktowaniu – odpuście sobie. Poziom moich emocji przypominał mi ten z okresu czytania książki o Tonym Obedzie, którą gdzieś chyba polecałem.

    Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz, Daniel Z. Lieberman

    Ta książka bywa lekko nudnawa, ale tezy jakie stawia (dodając do tego wyniki badań naukowych) są co najmniej bardzo ciekawe. W skrócie – od tego jak skutecznie twój mózg potrafi wychwytywać tytułową dopaminę kształtują się nie tylko twoje poglądy polityczne ale też kreatywność, zdolność do osiągania celów, skuteczność planowania i wiele innych nieoczywistych cech. Wiele z tych cech zdawałaby się zależeć raczej od wychowania lub wzorców otoczenia, ale okazuje się, że niekoniecznie ma to największy wpływ. To czy popierasz PiS, Konfederację czy Lewicę może być efektem jednej małej cząsteczki, która steruje znacznymi obszarami naszego życia. Warto wiedzieć jakie to obszary i zdawać sobie sprawę z tych mechanizmów.

    A co Tobie udało się przeczytać w 2024? Pochwal się w komentarzu!

    Co jeszcze czytałem w 2024?

    Poniżej lista okładek z mojego profilu na Goodreads.

  • W co się bawić pod koniec 2019?

    Czyli polecanki filmowo-serialowo-książkowe (i nie tylko)

    Od startu bloga nazbierało się już trochę wpisów, zatem małe podsumowanie na koniec roku. Jeśli choć jedna z propozycji umili Wam święta i te kilka wolnych dni – napiszcie w komentarzu.

    Ostrzeżenie – większość z tych rzeczy nie jest nowościami ale kto ma czas oglądać, grać, czytać i nadążać za tym wszystkim? Ja nie, zatem jest szansa, że Ty również nie. Mam zatem nadzieję, że nawet serial czy gra sprzed kilku(nastu) lat może dla kogoś być odkryciem :). Jeśli nie, zawsze pozostaje nieśmiertelny Kevin sam w domu.

    Jeśli moje propozycje przypadną ci do gustu i chcesz w przyszłości dostawać powiadomienia o nowych wpisach – polub ten blog na FB lub obserwuj w inny ulubiony dla siebie sposób, np. newsletter czy RSS.

    Czytaj Więcej „W co się bawić pod koniec 2019?”
  • Kilka muzycznych inspiracji na dobranoc

    Nie samą pracą człowiek żyje. Ja przykładowo dużo wolnego czasu inwestuję w poznawanie nowych dźwięków. Zdarza mi się w ten sposób trafiać na fajne teledyski (nie)znanych mi wcześniej grup i wykonawców. Poniżej moje top-ileśtam rzeczy, które ostatnio ujęły mnie dźwiękami i obrazem. Słodkich snów. Ja wracam do pracy :).

    I HATE WHEN GIRLS DIE

    Na początek klimacik Twin Peaks

    Ecca Vandal – Bleed But Never Die

    buja to mnie strasznie

    Lambrini Girls – Company Culture

    Poczuj się jak w pracy

    Morphine – Super Sex

    Po co grać na jednym saksofonie jak można grać na dwóch równocześnie i brzmieć dwa razy lepiej?! Do tego niezapomniany dwustrunowy bas Marka Sandmana i mamy zespół idealny.

    House of Protection – It’s Supposed to Hurt

    miodek w ucho

    Bob Vylan – Northern Line

    już niedługo zobaczę tego misia na koncercie w Pradze więc przypominam, że istnieje

  • Ostatni eksport video hrabiego Barry Kenta, ujęcie drugie!

    Ostatnie 2 lekcje kursu Retool już w trakcie eksportu do dalszej obróbki u mojego tajnego współpracownika (ciekawe czy zgadniecie kto nim jest?). Kurs nagrałem w rekordowym czasie a mniej więcej za miesiąc będzie do kupienia w każdej Żabce, Dino i kioskach Ruchu tuż obok Ciebie. O ile masz tam w telefonie zasięg i Internet bo tak naprawdę kupisz go tylko na strefakursów.pl.

    Pewnie wkrótce nieco więcej o Retool, ale to już bliżej premiery materiału. Trzymajcie kciuki!

    PS. mój domowy pecet – po miesiącach ciężkiej pracy w pocie CPU, po nocach z Autoeditorem, CapCutem i OBS Studio – zasłużył na upgrade, nie sądzicie?

    PS.2. Tak się cieszy człowiek o krok od zakończenia wielomiesięcznej walki z mikrofonem, myszką, klawiaturą i listą nagrań, które zdawały się nie mieć końca. Okazuje się, że KONIEC JEST BLISKI :).

    PS.3. A tak wygląda status prac na dziś. Jutro (dziś) ostatnie cięcia, kompletowanie materiałów dla kursantów, wysyłka do zleceniodawcy i… zasłużony odpoczynek!

  • Zrób sobie grę

    Gry są ze mną przez całe życie. Wiem jaka to świetna zabawa, dlatego staram się nimi zarażać innych. W podstawówce zdarzało mi się robić własne proste gry planszowe, tworzyć z kolegami swoje systemy RPG albo pisać ekonomiczne bieda-strategie na moje Atari STE (jedna z nich była o prowadzeniu… salonu komputerowego, w którym zresztą trochę pracowałem :)). Wymyślanie światów, zasad i gier to kupa zabawy.

    Kiedy moja pierwsza córa podrosła i szukałem sposobów spędzania z nią czasu pomyślałem, żeby coś dla niej stworzyć. To było bardzo proste, zajęło mi pół godziny ale radość dziecka – nieoceniona. Od tego czasu moje córki nie raz prosiły mnie „tato zrób mi jakąś grę”.

    Kilka z tych planszówek nigdy nie zostało sfotografowanych, ale przeglądając stare fotki znalazłem kilka fajnych projektów.

    To nic, że rysowanie to zwykle pół godziny a przejście góra 10 minut – uważam, że to dobry pomysł na jesienno-zimową nudę. Dziecko najpierw dopytuje co to będzie za gra a potem z wypiekami na twarzy próbuje ją przejść. Przy odrobinie kreatywności mogą one nawet pełnić rolę edukacyjną (nauka dodawania) albo wprowadzać w świat gier typu RPG czy przygodówek. Jak zobaczycie na fotkach w niektórych labiryntach są sklepy, skarby i klucze a dotarcie do wyjścia wymaga kilkukrotnego przemierzenia wszystkich zakamarków albo rozwiązania wielu prostych działań

    Może ktoś z Was robi dla dzieci gry planszowe, jakieś ręcznie robione zabawki? Podzielcie się w komentarzach.

    Więcej polecanek ode mnie: filmy, seriale, gry, muzyka, książki, planszówki

    […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *