Wszystko jest iluminacją

Przyznam, że mam słabość do rzeczy pokręconych. Dlatego film „Wszystko jest iluminacją” zachwycił mnie swoją poetyką, kolorystyką, ścieżką dźwiękową, aktorami i właściwie wszystkim. To było dzieło kompletne, wciągające na 120% i pozostawiające rozdziawioną paszczę.

Jakież było moje zdziwienie (głównie poziomem mojej ignorancji!) kiedy okazało się, że film powstał na bazie książki, która kilka lat później uśmiechnęła się do mnie z empikowej półki.

Oto krótkie podsumowanie, którego jedynym właściwie celem jest wysłanie was do ulubionego sklepu tudzież platformy VOD, gdzie sobie tę bądź inną formę pochłoniecie.

 

Książka

Zaskoczeniem był dla mnie sam fakt, że takowa istnieje i leży sobie jak gdyby nigdy nic na półce. Nie wahałem się ani minuty i już kilka godzin później czytałem w wannie pierwsze strony a banan na twarzy rósł. Dlaczego?

Po pierwsze tłumaczenie. Od czasów Mechanicznej Pomarańczy nie czytałem nic tak fajnie przełozonego. Nieporadna angielszczyzna Aleksa jest tu zamieniona na komiczny, pełen neologizmów język „prawie-że-polski”.  Dodatkowa zaleta jest taka, że osoby władające mową Szekspira zrozumieją o wiele więcej z „błędów” naszego gieroja.   Dla przykładu przykładowy fragment narracji głównego bohatera:

Co się dotycza mojego persony, tak spłodzono mnie w roku 1977 – w tymże samym, co gieroja tej historii. Prawdę zarzekłszy, życie mam całkiem ordynarne.

Jak już wzmiankowałem, działam dużo dobrych rzeczy z sobą i z innymi ludźmi, ale te rzeczy są ordynarne. Rajcują mnie amerykańskie filmy. Rajcują mnie Murzyni, a już zawłaszcza Michael Jackson. Rajcuje mnie rozsiewanie mnówstwa waluty w sławnych klubach nocnych Odessy.

[…]

Jeśli chcesz znać, po czemu tyle dziewczyn chce z mną być, otóż po temu, że ja jestem persona prima sort do współbycia. Jestem poczciwy, jak zarównież srodze śmieszny, a to są zdobywcze cechy. Ale tak a tak znam wielu ludzi, co ich rajcują błyskawiczne auta i sławne dyskoteki. Tylu wyczynia Umizgi Łońskich Sputników, które zawsze finalizuje się z zaślimaczoną potwarzą, że nie nadążam ich zakarbować na wszystkich swoich rękach. Są nawet tacy, co mają Aleks na imię. (Aż trzech choćby tylko w samym moim domu!)

Właśnie po temu z takim szampańskim animuszem jechałem w Łuck tłumaczyć Jonathana Safrana Foera. Bo to miało być nieordynarne.

Oczywiście powyższy styl dotyczy tylko rozdziałów, w których narratorem jest Aleks, czyli mniej więcej 1/4 całości. Reszta jest „normalna”.

Po drugie – książka nie tylko jest bosko przetłumaczona ale (zaskoczenie!) opowiada przy okazji poruszającą historię, którą świetnie streszczono w poniższym akapicie

Młody Amerykanin z podniszczoną fotografią w ręku przybywa na Ukrainę w poszukiwaniu kobiety, która w czasie wojny ukrywała jego dziadka. W towarzystwie wyjątkowo niekompetentnego tłumacza i starca nawiedzanego przez wojenne wspomnienia przemierza zaniedbaną okolicę, z każdym krokiem cofając się w przeszłość. Wszystko jest iluminacją to tragikomiczna, wirtuozerska pod względem literackim opowieść o poszukiwaniu: ludzi i miejsc już nieistniejących, prawd, które nie dają spokoju wielu rodzinom, opowieści, ulotnych, ale istotnych, które łączą przeszłość z przyszłością

Oprócz wydarzeń teraźniejszych (na których skupia się film) mamy w książce szereg historii z przeszłości. Są to losy wielopokoleniowej społeczności zamieszkującej tereny, po której poruszają się poszukiwacze z wątku teraźniejszego. Wszystko się przenika i prowadzi do kulminacji, podczas której… nie no przecież nie zdradzę Wam zakończenia :).

To, że w książce mamy do czynienia z różnymi formami narracji, pomieszaniem wątków, czasów i bohaterów głównych, powoduje, że cały ten świat wciąga nas w swoją magiczną atmosferę. Pogubiłem się w mnogości postaci i relacji między nimi ale i tak czytałem z przyjemnością, chłonąc kolejne smakowite opisy, dialogi, fragmenty listów, mgnienia wspomnień i relacje z wydarzeń.

Wszystko to, podobnie jak w filmie, prowadzi nas od dość lekkiego zawiązania akcji, przez gęstniejącą atmosferę historycznego tła i wspomnień po dramatyczny wyciskający łzy finał. Szczerze mówiąc przy mało której książce miałem taką gulę w brzuchu i gardle czytając ostatnie rozdziały, ostatnie akapity i zdania. Po zakończeniu kilka dni chodziłem przybity.

Film

To jeden z tych obrazów, które albo odrzucą (bo nie jesteśmy w nastroju albo zwyczajnie coś nam się nie spodoba) albo przykują do ekranu na zasadzie hipnozy. No bo jak nie pokochać pokręconych bohaterów, dialogów, krajobrazów i wreszcie chwytającej za serce historii? Niektóre sceny z filmu mogę cytować z pamięci jak najlepsze fragmenty Barei. Natomiast końcówkę chyba wyparłem z pamięci (zgodnie z zakończeniem książkowym była pewnie nieprawdopodobnie smutna) i muszę sobie odświeżyć cały film.

Zasadniczo mamy tu ten sam chwyt co w książce, polegający na tym, że zaczynamy od nastroju komediowego a kończymy na żałobnym i melancholijnym wyciskaczu łez. Czapki z głów dla reżysera ale też rewelacyjnych aktorów, z moim ulubionym Frodo na czele.

Fabuła z grubsza pokrywa się z książkową, aczkolwiek jest skupiona na wątku teraźniejszym a wydarzenia z przeszłości dość skrótowo. Moim zdaniem wyszło to filmowi na dobre, bo zmieszczenie w kinowej produkcji całości materiału zawartego w oryginale spowodowałoby za dużo galimatiasu.

Ścieżka dźwiękowa

Trudno nie wspomnieć o rewelacyjnych utworach towarzyszących perypetiom bohaterów filmu. Absolutnym hiciorem jest tu oczywiście „Start Wearing Purple” z repertuaru Gogol Bordello ale cała ścieżka jest świetnym materiałem na tło muzyczne do czytania książki albo zakrapianej imprezki. Polecam!

 

[fbcomments]

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Podobne wpisy

  • Wczoraj obejrzę Tennet. A może obejrzałem go jutro?

    Kolejna pozycja z kupki wstydu skreślona.

    Przyznam bez bicia, że po seansie nadal nie do końca wiem co tam się właściwie wydarzy(ło). Mimo to patrzyłem w ekran jak zahipnotyzowany. Chritopher Nolan nakręcił film przypominający trochę Incepcję zmieszaną z Memento i Powrotem do przyszłości, przyprawioną Mission: Impossible i kto wie czym jeszcze.

    Polecam jako widowisko, chociaż nie do końca jestem w stanie ocenić, czy to co dzieje się w tym filmie ma jakikolwiek sens. W wielu momentach miałem w głowie czerwone flagi i mój bullshit radar głośno pikał, ale i tak bawiłem się całkiem nieźle.

    Co było to było, nie ma co drążyć, jest na Netflixie więc jeśli macie to na kupce wstydu to jest dobra okazja odrobić i włączyć sobie ten film jak najszybciej. Choćby wczoraj.

  • Pięć książek, które przeczytałem w 2024 i szczególnie polecam

    Czyli kilka zdań o: Królu, Dopaminie, Korei Północnej i transhumanizmie. Miało być pięć, ale o Mężczyźnach w pułapce gniewu i samotności już wcześniej pisałem. Reszta książek jakie pochłonąłem w 2024 jest na moim profilu Goodreads.

    Król, Szczepan Twardoch

    Książkę tak naprawdę przesłuchałem w trakcie jazd i spacerów, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to małe oszustwo. Tak jak wybaczycie autorowi, że nie można się od tego cholerstwa oderwać. O ile przebrniecie przez początek, bo książka nie jest wcale ani lekka ani przyjemna i ja za pierwszym razem się od niej odbiłem. Swój błąd zrozumiałem, kajam się i przepraszam.

    Jeśli ciekawi was jak mogło wyglądać życie polityczno-przestępcze (te kategorie zawsze się mi mylą) w międzywojennej Warszawie to warto sprawdzić tę pozycję. Audiobook jest świetnie przeczytany a jeszcze wchodzi na ekrany serial na podstawie tej książki i już ostrzę sobie na niego zęby.

    We Are Legion (We Are Bob), Dennis E. Taylor

    Książka przypominająca mi trochę Accelerando, Marsjanina albo stare dobre dzieła Lema czy Asimova i Heinleina. Jest transhumanizm, polityka, podróże międzyukładowe. Jest humor i nawiązania do popkultury – od Simpsonów, przez Douglasa Adamsa po Monty Pythona. Znajdziemy tu również klonowanie umysłu i pseudonaukowy (a może nie pseudo – trudno mi ocenić) bełkot, który bardzo lubię. Czyta się właściwie samo (w sensie szybko), podobnie jak serię o Mordbocie, którego też bardzo polecałem w 2023.

    Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, Barbara Demick

    To już się nie czyta samo. Tu mamy drogę przez mękę – ale nie dlatego, że reportaż jest źle napisany a dlatego, że nóż się otwiera w kieszeni w częstotliwością 15 razy na rozdział. Trudno uwierzyć w opisywane tam sytuacje. Jeśli chcecie kiedyś zostać dyktatorem i poznać skuteczne metody – poradnik jak znalazł. Jeśli macie problem z czytaniem o ludzkim cierpieniu, nieludzkim traktowaniu – odpuście sobie. Poziom moich emocji przypominał mi ten z okresu czytania książki o Tonym Obedzie, którą gdzieś chyba polecałem.

    Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz, Daniel Z. Lieberman

    Ta książka bywa lekko nudnawa, ale tezy jakie stawia (dodając do tego wyniki badań naukowych) są co najmniej bardzo ciekawe. W skrócie – od tego jak skutecznie twój mózg potrafi wychwytywać tytułową dopaminę kształtują się nie tylko twoje poglądy polityczne ale też kreatywność, zdolność do osiągania celów, skuteczność planowania i wiele innych nieoczywistych cech. Wiele z tych cech zdawałaby się zależeć raczej od wychowania lub wzorców otoczenia, ale okazuje się, że niekoniecznie ma to największy wpływ. To czy popierasz PiS, Konfederację czy Lewicę może być efektem jednej małej cząsteczki, która steruje znacznymi obszarami naszego życia. Warto wiedzieć jakie to obszary i zdawać sobie sprawę z tych mechanizmów.

    A co Tobie udało się przeczytać w 2024? Pochwal się w komentarzu!

    Co jeszcze czytałem w 2024?

    Poniżej lista okładek z mojego profilu na Goodreads.

  • W co się bawić pod koniec 2019?

    Czyli polecanki filmowo-serialowo-książkowe (i nie tylko)

    Od startu bloga nazbierało się już trochę wpisów, zatem małe podsumowanie na koniec roku. Jeśli choć jedna z propozycji umili Wam święta i te kilka wolnych dni – napiszcie w komentarzu.

    Ostrzeżenie – większość z tych rzeczy nie jest nowościami ale kto ma czas oglądać, grać, czytać i nadążać za tym wszystkim? Ja nie, zatem jest szansa, że Ty również nie. Mam zatem nadzieję, że nawet serial czy gra sprzed kilku(nastu) lat może dla kogoś być odkryciem :). Jeśli nie, zawsze pozostaje nieśmiertelny Kevin sam w domu.

    Jeśli moje propozycje przypadną ci do gustu i chcesz w przyszłości dostawać powiadomienia o nowych wpisach – polub ten blog na FB lub obserwuj w inny ulubiony dla siebie sposób, np. newsletter czy RSS.

    Czytaj Więcej „W co się bawić pod koniec 2019?”
  • Kilka muzycznych inspiracji na dobranoc

    Nie samą pracą człowiek żyje. Ja przykładowo dużo wolnego czasu inwestuję w poznawanie nowych dźwięków. Zdarza mi się w ten sposób trafiać na fajne teledyski (nie)znanych mi wcześniej grup i wykonawców. Poniżej moje top-ileśtam rzeczy, które ostatnio ujęły mnie dźwiękami i obrazem. Słodkich snów. Ja wracam do pracy :).

    I HATE WHEN GIRLS DIE

    Na początek klimacik Twin Peaks

    Ecca Vandal – Bleed But Never Die

    buja to mnie strasznie

    Lambrini Girls – Company Culture

    Poczuj się jak w pracy

    Morphine – Super Sex

    Po co grać na jednym saksofonie jak można grać na dwóch równocześnie i brzmieć dwa razy lepiej?! Do tego niezapomniany dwustrunowy bas Marka Sandmana i mamy zespół idealny.

    House of Protection – It’s Supposed to Hurt

    miodek w ucho

    Bob Vylan – Northern Line

    już niedługo zobaczę tego misia na koncercie w Pradze więc przypominam, że istnieje

  • Ostatni eksport video hrabiego Barry Kenta, ujęcie drugie!

    Ostatnie 2 lekcje kursu Retool już w trakcie eksportu do dalszej obróbki u mojego tajnego współpracownika (ciekawe czy zgadniecie kto nim jest?). Kurs nagrałem w rekordowym czasie a mniej więcej za miesiąc będzie do kupienia w każdej Żabce, Dino i kioskach Ruchu tuż obok Ciebie. O ile masz tam w telefonie zasięg i Internet bo tak naprawdę kupisz go tylko na strefakursów.pl.

    Pewnie wkrótce nieco więcej o Retool, ale to już bliżej premiery materiału. Trzymajcie kciuki!

    PS. mój domowy pecet – po miesiącach ciężkiej pracy w pocie CPU, po nocach z Autoeditorem, CapCutem i OBS Studio – zasłużył na upgrade, nie sądzicie?

    PS.2. Tak się cieszy człowiek o krok od zakończenia wielomiesięcznej walki z mikrofonem, myszką, klawiaturą i listą nagrań, które zdawały się nie mieć końca. Okazuje się, że KONIEC JEST BLISKI :).

    PS.3. A tak wygląda status prac na dziś. Jutro (dziś) ostatnie cięcia, kompletowanie materiałów dla kursantów, wysyłka do zleceniodawcy i… zasłużony odpoczynek!

  • Zrób sobie grę

    Gry są ze mną przez całe życie. Wiem jaka to świetna zabawa, dlatego staram się nimi zarażać innych. W podstawówce zdarzało mi się robić własne proste gry planszowe, tworzyć z kolegami swoje systemy RPG albo pisać ekonomiczne bieda-strategie na moje Atari STE (jedna z nich była o prowadzeniu… salonu komputerowego, w którym zresztą trochę pracowałem :)). Wymyślanie światów, zasad i gier to kupa zabawy.

    Kiedy moja pierwsza córa podrosła i szukałem sposobów spędzania z nią czasu pomyślałem, żeby coś dla niej stworzyć. To było bardzo proste, zajęło mi pół godziny ale radość dziecka – nieoceniona. Od tego czasu moje córki nie raz prosiły mnie „tato zrób mi jakąś grę”.

    Kilka z tych planszówek nigdy nie zostało sfotografowanych, ale przeglądając stare fotki znalazłem kilka fajnych projektów.

    To nic, że rysowanie to zwykle pół godziny a przejście góra 10 minut – uważam, że to dobry pomysł na jesienno-zimową nudę. Dziecko najpierw dopytuje co to będzie za gra a potem z wypiekami na twarzy próbuje ją przejść. Przy odrobinie kreatywności mogą one nawet pełnić rolę edukacyjną (nauka dodawania) albo wprowadzać w świat gier typu RPG czy przygodówek. Jak zobaczycie na fotkach w niektórych labiryntach są sklepy, skarby i klucze a dotarcie do wyjścia wymaga kilkukrotnego przemierzenia wszystkich zakamarków albo rozwiązania wielu prostych działań

    Może ktoś z Was robi dla dzieci gry planszowe, jakieś ręcznie robione zabawki? Podzielcie się w komentarzach.

    Więcej polecanek ode mnie: filmy, seriale, gry, muzyka, książki, planszówki

    […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *