Dwa razy Żulczyk

Dawno nie było wpisu o książkach godnych uwagi więc dziś w ramach polecanek przedstawię dwie pozycje Jakuba Żulczyka

No dobra pośmialiśmy się, teraz na poważnie.

Ślepnąc Od Świateł

Pierwszym moim spotkaniem z prozą Jakuba była opowieść o warszawskim dilerze narkotyków. Podobało mi się w niej prawie wszystko i polecam jako „lekkie i nieprzyjemne” wejście w świat Żulczyka. Lekkie bo szybko się czyta, a nieprzyjemne bo nie jest to książka dla lubiących sielskie opisy i romantyczne zakończenia.  Całość opowiedziano soczyście i z wigorem, bez filtrów i cenzury. Mięsem rzuca się tu na lewo i prawo. Przekleństwa wylewają się z ust bohaterów a trup ściele się gęsto.

Główny bohater (Jacek) jeździ po mieście i załatwia kolejne „ostatnie przed wyjazdem na wakacje” interesy. Wakacji potrzebuje jak powietrza ale z każdą godziną nasz protagonista brnie w coraz głębszą kabałę a perspektywa odpoczynku oddala się. Jego próby „wyciągnięcia się za sznurówki od butów” i naprawy sytuacji przysparzają mu jeszcze większych  kłopotów. Powietrza zaczyna brakować, ratowanie sytuacji zaczyna przypominać łapanie się brzytwy a skrajne zmęczenie generuje coraz bardziej nieracjonalne zachowania. Zupełnie jak w życiu.

Akcję śledzimy z perspektywy pierwszej osoby. Autor nie stara się usprawiedliwiać zachowań Jacka, nie dorabia teoryjek o trudnym dzieciństwie o wyborze mniejszego zła itd. Nasz bohater to regularny psychopata i nadawałby się do gangu Aleksa z Mechanicznej Pomarańczy. Mimo tego jego uczucia i rozmyślania mają w sobie coś bardzo ludzkiego, znajomego i niepokojąco często się z nimi zgadzamy. Ze zgrozą odkrywamy, że nawiązaliśmy z bohaterem jakąś intymną więź, coś między obrzydzeniem w stosunku do jego uczynków a zrozumieniem jego motywacji.

Dość powiedzieć, że po zakończeniu książki chętnie sięgnąłem po kolejną, czyli…

Radio Armageddon

To jest książka, której nie polecam. Przynajmniej nie każdemu. Jej czytanie było dla mnie męką – denerwowały mnie przesadnie rozbudowane opisy, niekończące się potoki wyliczeń i porównań, nawet ciekawy zabieg narracji w drugiej osobie wydawał mi się upierdliwą fanaberią. Krótko mówiąc forma, w jakiej historię umieścił autor, nie do końca mnie przekonała.

Na szczęście oprócz formy jest jeszcze treść i tutaj przyznam, że Żulczyk ma u mnie duży plus. Nie chodzi nawet o fabułę, która jest dość prozaiczna. Chodzi o coś w rodzaju manifestu, który mnie w tej powieści naprawdę złapał za fraki i porządnie wytarmosił a następnie przyłożył parę razy w twarz.

Mamy zatem czwórkę licealistów zakładających garażowy zespół. Dowodzeni przez charyzmatycznego Cypriana (polską wersję Kurta Cobaina i Jima Morrisona z dodatkiem Zacka de la Rocha) zaczynają budować swoją legendę bezkompromisowych apostołów rozpierdolu. Niszcząc cokolwiek stanie im na drodze starają się udowodnić, że wszystko już było i pora podpalić świat, aby mogło powstać coś nowego. Brzmi naiwnie? Trochę tak ale z drugiej strony czyta się to z myślą „chciałbym aby taki zespół naprawdę powstał, sam byłbym ich największym fanem”. Nasi milusińscy ćpają, piją i rozpoczynają regularną wojnę z całym miastem. Ich armią są fani, chociaż bardziej pasowałoby określenie wyznawcy. Ich wrogiem – cały porządek tego świata.

Mam trochę problem z naiwnością tej książki. Wszystko jest nieco zbyt grubymi nićmi szyte, motywacje postaci są lekko naciągane, ich perypetie ocierają się o urban fantasy, bajki o wielotygodniowych ciągach narkotykowych i życiu na krawędzi. Mimo wszystko rozumiem, że autor chciał szybko doprowadzić tę historię na skraj przepaści aby sprezentować nam piękny, straszny i poruszający finał. Mając na to tylko kilkaset stron musiał nieco podkręcić tempo i być może to odbiło się nieco na wiarygodności.

Ani forma ani fabuła nie zniechęciły mnie do dokończenia książki. Moja natura romantycznego-idealisty sprawiła, że przekaz jaki z niej płynie trafił prosto w moje serce i wypełnił je mieszanką wybuchową. Mieszanką gniewu, niezgody na zastany porządek, braku nadziei na zmianę, wściekłości, poczucia odmienności, czyli tego wszystkiego co w młodości mnie napędzało i co nadal powoduje u mnie szybszy puls.

Podsumowując – jeśli w młodości jarała cię muzyka punkowa, grunge, metal, alternatywa, byłeś odmieńcem, ubierałeś się tak aby wkurzyć rodziców i nauczycieli, chciałeś mieć zespół, chciałeś być zadymiarzem, kibicowałeś rebeliantom z gwiezdnych wojen itd itp – przeczytaj tę książkę.

[fbcomments]

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Nie przegap nowych wpisów

Zapisz się na powiadomienia. Otrzymasz 1 mail w miesiącu.

klikając "Zapisz mnie" potwierdzasz zapoznanie się z polityką prywatności tego bloga. Po zapisaniu się możesz zmienić obserwowane kategorie.

Podobne wpisy

  • Wczoraj obejrzę Tennet. A może obejrzałem go jutro?

    Kolejna pozycja z kupki wstydu skreślona.

    Przyznam bez bicia, że po seansie nadal nie do końca wiem co tam się właściwie wydarzy(ło). Mimo to patrzyłem w ekran jak zahipnotyzowany. Chritopher Nolan nakręcił film przypominający trochę Incepcję zmieszaną z Memento i Powrotem do przyszłości, przyprawioną Mission: Impossible i kto wie czym jeszcze.

    Polecam jako widowisko, chociaż nie do końca jestem w stanie ocenić, czy to co dzieje się w tym filmie ma jakikolwiek sens. W wielu momentach miałem w głowie czerwone flagi i mój bullshit radar głośno pikał, ale i tak bawiłem się całkiem nieźle.

    Co było to było, nie ma co drążyć, jest na Netflixie więc jeśli macie to na kupce wstydu to jest dobra okazja odrobić i włączyć sobie ten film jak najszybciej. Choćby wczoraj.

  • Pięć książek, które przeczytałem w 2024 i szczególnie polecam

    Czyli kilka zdań o: Królu, Dopaminie, Korei Północnej i transhumanizmie. Miało być pięć, ale o Mężczyźnach w pułapce gniewu i samotności już wcześniej pisałem. Reszta książek jakie pochłonąłem w 2024 jest na moim profilu Goodreads.

    Król, Szczepan Twardoch

    Książkę tak naprawdę przesłuchałem w trakcie jazd i spacerów, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to małe oszustwo. Tak jak wybaczycie autorowi, że nie można się od tego cholerstwa oderwać. O ile przebrniecie przez początek, bo książka nie jest wcale ani lekka ani przyjemna i ja za pierwszym razem się od niej odbiłem. Swój błąd zrozumiałem, kajam się i przepraszam.

    Jeśli ciekawi was jak mogło wyglądać życie polityczno-przestępcze (te kategorie zawsze się mi mylą) w międzywojennej Warszawie to warto sprawdzić tę pozycję. Audiobook jest świetnie przeczytany a jeszcze wchodzi na ekrany serial na podstawie tej książki i już ostrzę sobie na niego zęby.

    We Are Legion (We Are Bob), Dennis E. Taylor

    Książka przypominająca mi trochę Accelerando, Marsjanina albo stare dobre dzieła Lema czy Asimova i Heinleina. Jest transhumanizm, polityka, podróże międzyukładowe. Jest humor i nawiązania do popkultury – od Simpsonów, przez Douglasa Adamsa po Monty Pythona. Znajdziemy tu również klonowanie umysłu i pseudonaukowy (a może nie pseudo – trudno mi ocenić) bełkot, który bardzo lubię. Czyta się właściwie samo (w sensie szybko), podobnie jak serię o Mordbocie, którego też bardzo polecałem w 2023.

    Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, Barbara Demick

    To już się nie czyta samo. Tu mamy drogę przez mękę – ale nie dlatego, że reportaż jest źle napisany a dlatego, że nóż się otwiera w kieszeni w częstotliwością 15 razy na rozdział. Trudno uwierzyć w opisywane tam sytuacje. Jeśli chcecie kiedyś zostać dyktatorem i poznać skuteczne metody – poradnik jak znalazł. Jeśli macie problem z czytaniem o ludzkim cierpieniu, nieludzkim traktowaniu – odpuście sobie. Poziom moich emocji przypominał mi ten z okresu czytania książki o Tonym Obedzie, którą gdzieś chyba polecałem.

    Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz, Daniel Z. Lieberman

    Ta książka bywa lekko nudnawa, ale tezy jakie stawia (dodając do tego wyniki badań naukowych) są co najmniej bardzo ciekawe. W skrócie – od tego jak skutecznie twój mózg potrafi wychwytywać tytułową dopaminę kształtują się nie tylko twoje poglądy polityczne ale też kreatywność, zdolność do osiągania celów, skuteczność planowania i wiele innych nieoczywistych cech. Wiele z tych cech zdawałaby się zależeć raczej od wychowania lub wzorców otoczenia, ale okazuje się, że niekoniecznie ma to największy wpływ. To czy popierasz PiS, Konfederację czy Lewicę może być efektem jednej małej cząsteczki, która steruje znacznymi obszarami naszego życia. Warto wiedzieć jakie to obszary i zdawać sobie sprawę z tych mechanizmów.

    A co Tobie udało się przeczytać w 2024? Pochwal się w komentarzu!

    Co jeszcze czytałem w 2024?

    Poniżej lista okładek z mojego profilu na Goodreads.

  • W co się bawić pod koniec 2019?

    Czyli polecanki filmowo-serialowo-książkowe (i nie tylko)

    Od startu bloga nazbierało się już trochę wpisów, zatem małe podsumowanie na koniec roku. Jeśli choć jedna z propozycji umili Wam święta i te kilka wolnych dni – napiszcie w komentarzu.

    Ostrzeżenie – większość z tych rzeczy nie jest nowościami ale kto ma czas oglądać, grać, czytać i nadążać za tym wszystkim? Ja nie, zatem jest szansa, że Ty również nie. Mam zatem nadzieję, że nawet serial czy gra sprzed kilku(nastu) lat może dla kogoś być odkryciem :). Jeśli nie, zawsze pozostaje nieśmiertelny Kevin sam w domu.

    Jeśli moje propozycje przypadną ci do gustu i chcesz w przyszłości dostawać powiadomienia o nowych wpisach – polub ten blog na FB lub obserwuj w inny ulubiony dla siebie sposób, np. newsletter czy RSS.

    Czytaj Więcej „W co się bawić pod koniec 2019?”
  • Kilka muzycznych inspiracji na dobranoc

    Nie samą pracą człowiek żyje. Ja przykładowo dużo wolnego czasu inwestuję w poznawanie nowych dźwięków. Zdarza mi się w ten sposób trafiać na fajne teledyski (nie)znanych mi wcześniej grup i wykonawców. Poniżej moje top-ileśtam rzeczy, które ostatnio ujęły mnie dźwiękami i obrazem. Słodkich snów. Ja wracam do pracy :).

    I HATE WHEN GIRLS DIE

    Na początek klimacik Twin Peaks

    Ecca Vandal – Bleed But Never Die

    buja to mnie strasznie

    Lambrini Girls – Company Culture

    Poczuj się jak w pracy

    Morphine – Super Sex

    Po co grać na jednym saksofonie jak można grać na dwóch równocześnie i brzmieć dwa razy lepiej?! Do tego niezapomniany dwustrunowy bas Marka Sandmana i mamy zespół idealny.

    House of Protection – It’s Supposed to Hurt

    miodek w ucho

    Bob Vylan – Northern Line

    już niedługo zobaczę tego misia na koncercie w Pradze więc przypominam, że istnieje

  • Ostatni eksport video hrabiego Barry Kenta, ujęcie drugie!

    Ostatnie 2 lekcje kursu Retool już w trakcie eksportu do dalszej obróbki u mojego tajnego współpracownika (ciekawe czy zgadniecie kto nim jest?). Kurs nagrałem w rekordowym czasie a mniej więcej za miesiąc będzie do kupienia w każdej Żabce, Dino i kioskach Ruchu tuż obok Ciebie. O ile masz tam w telefonie zasięg i Internet bo tak naprawdę kupisz go tylko na strefakursów.pl.

    Pewnie wkrótce nieco więcej o Retool, ale to już bliżej premiery materiału. Trzymajcie kciuki!

    PS. mój domowy pecet – po miesiącach ciężkiej pracy w pocie CPU, po nocach z Autoeditorem, CapCutem i OBS Studio – zasłużył na upgrade, nie sądzicie?

    PS.2. Tak się cieszy człowiek o krok od zakończenia wielomiesięcznej walki z mikrofonem, myszką, klawiaturą i listą nagrań, które zdawały się nie mieć końca. Okazuje się, że KONIEC JEST BLISKI :).

    PS.3. A tak wygląda status prac na dziś. Jutro (dziś) ostatnie cięcia, kompletowanie materiałów dla kursantów, wysyłka do zleceniodawcy i… zasłużony odpoczynek!

  • Zrób sobie grę

    Gry są ze mną przez całe życie. Wiem jaka to świetna zabawa, dlatego staram się nimi zarażać innych. W podstawówce zdarzało mi się robić własne proste gry planszowe, tworzyć z kolegami swoje systemy RPG albo pisać ekonomiczne bieda-strategie na moje Atari STE (jedna z nich była o prowadzeniu… salonu komputerowego, w którym zresztą trochę pracowałem :)). Wymyślanie światów, zasad i gier to kupa zabawy.

    Kiedy moja pierwsza córa podrosła i szukałem sposobów spędzania z nią czasu pomyślałem, żeby coś dla niej stworzyć. To było bardzo proste, zajęło mi pół godziny ale radość dziecka – nieoceniona. Od tego czasu moje córki nie raz prosiły mnie „tato zrób mi jakąś grę”.

    Kilka z tych planszówek nigdy nie zostało sfotografowanych, ale przeglądając stare fotki znalazłem kilka fajnych projektów.

    To nic, że rysowanie to zwykle pół godziny a przejście góra 10 minut – uważam, że to dobry pomysł na jesienno-zimową nudę. Dziecko najpierw dopytuje co to będzie za gra a potem z wypiekami na twarzy próbuje ją przejść. Przy odrobinie kreatywności mogą one nawet pełnić rolę edukacyjną (nauka dodawania) albo wprowadzać w świat gier typu RPG czy przygodówek. Jak zobaczycie na fotkach w niektórych labiryntach są sklepy, skarby i klucze a dotarcie do wyjścia wymaga kilkukrotnego przemierzenia wszystkich zakamarków albo rozwiązania wielu prostych działań

    Może ktoś z Was robi dla dzieci gry planszowe, jakieś ręcznie robione zabawki? Podzielcie się w komentarzach.

    Więcej polecanek ode mnie: filmy, seriale, gry, muzyka, książki, planszówki

    […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *