QLT-LOG

Popkultura, Internet, gry, filmy, seriale, muzyka, książki, planszówki. Wszystko co pozwala oderwać mi się od rzeczywistości.

  • Niedzielne wyprawy

    Od dziecka nie kumałem o co chodzi w tych niedzielnych wyprawach na mszę. Im byłem starszy tym bardziej czułem, że to nie dla mnie więc w okolicach piątej klasy (podstawówki) oznajmiłem rodzicom, że przestaję uczęszczać na religię i do kościoła.

    Myliłby się jednak ten, kto doszukiwałby się w tym jakichś głębszych – duchowych czy filozoficznych – pobudek. Jeśli miałbym wskazać jedną z ważnych przyczyn mojej decyzji to był to zdecydowanie przybytek na ulicy Galaktycznej, na osiedlu Kopernika, w Legnicy. To miejsce jak mało które wpędziło mnie w mój życiowy nałóg i odciągnęło od (innych) religii.

    Tu szybki apel do czytających – jeśli macie jakieś materiały, zdjęcia, coś do dodania – komentujcie, piszcie do mnie na FB, czy przez tutejszy formularz kontaktowy – piękne wspomnienia warto wszak pielęgnować 🙂

    Łaziliśmy tam z bratem regularnie, ale nigdy w niedzielę. Traf chciał, że z naszego domu na Piekarach droga do kościoła imienia Świętej Trójcy, prowadziła właśnie tamtędy. Co więcej przybytek ów był w niedzielę, o zgrozo, otwarty! Rzadki widok w tamtych czasach – cokolwiek otwartego w dzień wolny od pracy.

    To wystarczyło. Wymieniliśmy z bratem porozumiewawcze spojrzenia i popchnęliśmy ciężkie metalowe drzwi, za którymi czekał na nas inny świat.

    Czytaj Więcej „Niedzielne wyprawy”
  • Pobieranie i cięcie na kawałki muzyki z Youtube

    Siódma rano. Odbierasz telefon i słyszysz „Krzychu jest sprawa. Mamy wzmacniacz, mamy głośniki, mamy zorganizowaną imprezę a ludzie przyjdą za dwie godziny. Zgadnij czego nie mamy? Muzyki! Potrzebujemy kilka godzin muzyki w określonym stylu ASAP!”. Co robisz?

    Nie, to nie jest początek sesji RPG. To anegdotka z życia wzięta a poniżej jej szczęśliwe zakończenie. Z poniższego wpisu dowiesz się:

    jak pobrać długie pliki audio z Youtube na dysk komputera?

    Jak automatycznie – wykrywając ciszę między utworami -podzielić długie ścieżki audio na pojedyncze pliki muzyczne.?

    Zatem do roboty. Jak śpiewał wieszcz – „Przygotujmy sobie składankę na święta, to Boże Narodzenie będą długo pamiętać!”.

    Czytaj Więcej „Pobieranie i cięcie na kawałki muzyki z Youtube”

  • Steam Link z przesyłką za 69 zł – warto?

    Jeśli czailiście się na Steam Link to jest ku temu okazja albowiem ponieważ kupicie go z dostawą do polski za jedyne 69zł, co widać na screenie:

    Czy warto? Jako użytkownik 2 Steam Linków napiszę to co wiem i to co mnie najbardziej interesowało przed zakupem:

    1) Jeśli myślisz, że obejdziesz się zupełnie bez kabli to się możesz grubo przeliczyć. W obu miejscach gdzie mam Steam Linka przynajmniej jedno z urządzeń (komputer, z którego strumieniujemy lub Link) musi być podłączony kablem sieciowym do domowego routera, access point’a czy co tam w domu macie. Co więcej, takie podłączenie i tak nie gwarantuje sukcesu. Strumieniowanie działa raz lepiej raz gorzej, zależnie od aktualnego obciążenia sieci, zakłóceń w eterze, wydajności naszego komputera, wybranej rozdzielczości obrazu i tak dalej.

    W jednej lkoalizacji komputer podłączony do routera kablem wystarczył aby grać płynnie w wysokich detalach. W drugiej  – nie wiem do końca czemu – podłączenie Steam Linka do sieci po kablu nie wystarcza i do płynnej gry w Rocket League musiałem poobniżać detale do niskich i rozdzielczość do poziomu 480p. Gra przy tym wygląda niezbyt apetycznie więc sami zastanówcie się, czy jesteście gotowi na takie ryzyko.

    2) Kiedy już wszystko działa poprawnie to jest to naprawdę fajny patent – komputer może sobie stać gdzieś w innym pokoju, odpalasz Linka za pomocą podłączonnego do niego kontrolera (np. od Xboxa), wysyłasz sygnał Wake-on-LAN* i za kilka minut (czas startu Windowsa i odpalenia się klienta Steam) możesz grać, oglądać filmy itd.

    * – Oczywiście Wake-On-Lan niekoniecznie musi zawsze zadziałać (wydaje mi się, że wymagane jest podłączenie do sieci kablem ale mogę się mylić)

    3) Nie wiem ile kontrolerów jest w stanie obsłużyć Link, ale ja raz grałem na konfiguracji 2 przewodowe pady od Xbox 360 plus Steam Controller. Granie w trzy osoby w Castle Crushers na telewizorze = dużo uciechy 🙂

    4) Czy poza graniem w gry ze Steam możemy robić coś jeszcze? Oczywiście – dwa kliknięcia i opuszczamy tryb Big Picture (w którym domyślnie odpala się Steam kiedy odpalamy Link) i mamy do dyspozycji normalny pulpit i wszystkie nasze programy. Ruszanie kursorem myszy kontrolerem od Xbox jest możliwa, ale do pisania (np. wpisanie adresu strony www) wygodniejszy jest Steam Controller. Dlaczego? Ten filmik wyjaśni wszystko. Osobiście oglądałem przez Linka filmy z Netflix (na dowolnej przeglądarce) i działało to bardzo dobrze.

    5) Czy wszystko i zawsze działa? Oczywiście, że nie – spotkałem się już z kilkoma grami, które przez Steam Link nie działały – obraz na TV był ciemny albo krzaczył. Może pomogłoby jakieś grzebanie w ustawieniach ale nie miałem czasu. Podejrzewam, że stara dobra zasada 80/20 ma tu zastosowanie (80% rzeczy działa bez grzebania, 20% nie działa; z tych 20% pewnie 80% da się naprawić kombinując z ustawieniami a 20% nie :P)

    6) czym to się różni od np. Chromecast, Miracast, WiDi – przede wszystkim tym, że jeśli już działa poprawnie to mamy bardzo niewielkie (w porównaniu do innych rozwiązań) opóźnienie – można grać w jakieś ścigałki, strzelanki itd.

    7) Co jeśli mam wybór – podłączyć komputer zwykłym kablem HDMI do telewizora albo kupić Steam Link? Zdecydowanie użyj kabla HDMI, jeśli tylko masz taką możliwość.

    [fbcomments]

  • Zjazd na 70-lecie Energetyka

    ZSEM miało swoje 70-lecie. Spóźniłem się na spotkanie z nauczycielami ale piwo (i nie tylko) z kolegami wypiłem. Następne spotkanie za 10 lat więc może zostawię tu kilka fotek ku własnej pamięci i uciesze czytelników. Kolejność lokalizacji – wrocławski Spiż, Energetyk, Ratuszowa, 4 Pokoje…

  • Światowy System Operacyjny

    Dlaczego unikasz polityki, nie głosujesz, nie oglądasz wiadomości, nie słuchasz radia, nie czytasz gazet? Dlaczego nie interesują Cię losy Twojego Kraju?!

    Jeśli kiedyś ktoś zada mi takie pytanie (a czasem w różnych dyskusjach zdarza się) odeślę go do tego wpisu.

    Po pierwsze to nie jest mój kraj

    Nie ja wymyśliłem te granice, obowiązujące konwenanse, tradycje, zasady, nie zgadzałem się na nie, nie podpisuję się pod nimi. Mam głęboko w poważaniu zastany ład, który zupełnie nie pasuje do tego co w genach i wychowaniu przekazała mi moja babcia, która nie uznawała narzekania, kłamstwa i złodziejstwa. Zamiast tego nauczyła mnie zawsze najpierw myśleć o innych a na końcu o sobie.

    Nie czuję się komfortowo w otoczeniu takich Prawdziwych Polaków – zaciekle dyskutujących o polityce albo, co gorsza, ją uprawiających. Wkurwionych, zacietrzewionych, wiecznie oszukiwanych i oszukujących, kradnących i okradanych. Nie mam żadnego sentymentu do obecnego ustroju, klasy politycznej czy poziomu dyskursu publicznego. Nie rozumiem zachowań 90% ludzi których znam z telewizji, radio i kręgu dalszych (a czasem też bliższych) znajomych.

    Po drugie unikam ludzi wiedzących lepiej co dla mnie dobre

    Jeśli ktoś nachalnie próbuje mnie wciągnąć w dyskusję o polityce (albo religii – bo w pewnym sensie to według mnie jest to samo opium dla mas) i dopytuje się:

    • dlaczego nie wierzę w…
    • dlaczego nie mam opinii o…
    • co myślę o…

    …to zapala mi się czerwona lampka. Oto stoi przede mną człowiek, który uważa, iż koniecznie trzeba innych ocenić a potem naprostować, nagiąć, i pokazać kierunek. Jedyny słuszny. Prawdopodobnie wie lepiej ode mnie czego mi trzeba i nie zawaha się tego mi wmówić.

    Generalnie ufam ludziom i wierzę w ich dobre intencje. Jest sporo mądrych, uczciwych, bezinteresownych i uczynnych – Polaków, europejczyków, białych. Tak samo jak czarnych, rudych, żółtych, biednych, chorych i bogatych. Nie dzielę ludzi względem rasy czy kraju pochodzenia ale charakteru właśnie.

    Wyczuwając „agresywnego politycznie/religijnie/społecznie” człowieka od zaczynam uważać i nie wychylam się za bardzo bojąc się, że jestem dla niego zbyt inny – za mało agresywny, mniej wkurwiony, pewny swoich jedynie słusznych racji. Uciekam przed takimi ludźmi jak najdalej.

    Po trzecie nie jestem sam

    Mam wrażenie, że jest trochę podobnie myślących ludzi. Instynktownie trzymamy się razem, bywając na podobnych koncertach, miejscach, wybierając podobne knajpy, siedząc na tych samych seansach w kinie, czytając te same książki. Czasem nie znam ich imion ale komunikuję się z nimi – przez wymianę uśmiechów, przytrzymanie drzwi, przepuszczenie w kolejce, drobne codzienne uprzejmości czy kilka ciepłych słów raz na jakiś czas.

    Na imprezach gadamy o książkach, filmach, grach, pogodzie i rzemieślniczych piwach a jeśli ktoś zacznie pierdolić (zbyt nachalnie) o polityce szybko zostaje sam na sam z flaszką.

    Wiemy o sobie, wyczuwamy pokrewieństwo przekonań i charakterów ale zwykle nie nawiązujemy bliższych kontaktów żeby się nie sparzyć, nie wyjść ze strefy bezpieczeństwa, nie zdradzić swojej jakże odmiennej (apolitycznej i pro-humanistycznej, o ile istnieje takie słowo) orientacji.

    Po czwarte politycy są niebezpieczni

    Ludzie „wiedzący lepiej” są może upierdliwi ale zazwyczaj niegroźni. Ludzie wiedzący lepiej i mający władzę to klasyczny przypadek małpy z brzytwą. Może być śmiesznie ale też i strasznie.

    Ludzie u władzy to elita wśród ludzi mających określone cechy do uprawiania polityki. Ten zestaw cech „politycznych” to między innymi obłuda, brak refleksji, krótkowzroczność, egoizm, brak skrupułów, psychopatyczne oddanie jedynej słusznej sprawie i wiele innych, które mi przeszkadzają. Cechy te ma dużo ludzi ale tylko nieliczni, sama śmietanka, jest w stanie je wyostrzyć na tyle aby osiągnąć sukces.

    Co gorsze – oni nie tylko o tym gadają. Oni mają realny wpływ na to jakie za rok zapłacisz podatki, za co aresztuje cię policja i komu będziesz składał zeznania. Są przez to poczwórnie groźni.

    Oczywiście sporo ludzi u władzy było kiedyś normalnymi młodymi ludźmi chcącymi coś zmienić. Ruszali do boju mając czyste serca i ideały w głowie. Po czym okazało się, że miejsce przy sterze, gdzie można cokolwiek zmienić, jest okupione szeregiem ofiar. Ofiar z czystego sumienia, kręgosłupa moralnego, własnej twarzy, dupy, gardła i wątroby.

    Machina partyjna sformatowała ich do zera. Nauczyła chodzić na skróty, omijać ciężkie odcinki, korzystać z czyichś pleców, sypać piasek w oczy przeciwnikom. Część podjęła tę grę, część odpadła. Najbardziej bezwzględni i pozbawieni skrupułów oportuniści są teraz wysoko postawionymi figurami.

    Po piąte  nie wierzę w powolną ewolucję

    Dlaczego od tylu pokoleń wszyscy wiedzą, że jest źle ale nic się nie zmienia?

    Politycy, biznesmeni, urzędnicy – choćby chcieli coś zmienić to nikt nie jest w stanie nic zrobić. Ramy w jakich są zamknięci to machina, system, rusztowanie i wiekowa tradycja używania go do własnych interesów. To labirynt dla szczurów – stworzony wiele pokoleń temu, coraz bardziej rozbudowywany, przerabiany, dopasowywany do nowych sytuacji. Służący do coraz doskonalszej realizacji interesów małej grupy ludzi, którzy wykorzystują słabszych od siebie.

    To jak fala w wojsku, jak tradycja, której nikt nie jest gotów się sprzeciwić. Ci co próbują szybko kończą w rezerwatach dla obłąkanych, na śmietniku historii. Nikt przecież nie będzie podcinał gałęzi na której siedzi, gryzł ręki, która go karmi.

    Cała ten polityczny teatr przypomina mi opium dla mas, inną formę religii, którą wyznają ludzie na całym świecie. Politycy grają na scenie wielkich adwersarzy a po przedstawieniu idą na wódeczkę. Społeczeństwo żywo dyskutuje o tym co dzieje się na scenie. Oczywiście każdy podejrzewa, że za kulisami jest jakiś układ, ale przecież bezpieczniej jest wierzyć, że kiedy „moja opcja” w końcu wygra, wszystko będzie dobrze. Otóż nie będzie dobrze, bo każda opcja musi wpasować się w istniejącą sieć układów i po drodze na szczyt dać dupy tak wiele razy, że staje się kolejną pacynką tej samej „ręki trzymającej władzę”.

    Jakie zatem mam przekonania polityczne, spytacie? Tak naprawdę mam jeden postulat…

    Format c:\ światowego ładu

    Wierzę, że jedyna opcja gwarantująca sukces to zbudować cały system od podstaw.

    Po co korzystać z wzorców wymyślonych w czasach kiedy nie było błyskawicznej komunikacji, smartfonów, internetu, RFID, skype, kamer, czujników, sztucznej inteligencji, big data i podobnych osiągnięć?

    Przecież obecny „system operacyjny” na jakim działają urzędy, oświata, sądy, policja, prokuratura, sejm i senat, rząd i inne takie – to jest jakiś archaizm i koszmar. Nie wspominając o tym, że podział dóbr w społeczeństwie jest zupełnie nieadekwatny do tego kto ile pracy wkłada w ich wytworzenie.

    Wywalmy to wszystko do śmieci i zastanówmy się jak poukładać to od zera, totalnie po nowemu. Bazując na całej naszej wiedzy, mądrości, doświadczeniach, nauce, matematyce, empatii, historii. Pisząc nowe reguły gry, tworząc nowe role, urzędy, postaci. Dbając o przejrzystość i brak możliwości nadużycia.

    Mówię o systemie dla całego świata, nie dla poszczególnych krajów. Żyjemy w globalnej wiosce i obecne podziały, granice, mają coraz mniej sensu. Obecne prawa są niekompatybilne ze światem online i tylko utrudniają nam funkcjonowanie. Ludzie o podobnym charakterze żyją na każdej szerokości i długości geograficznej, czemu miałbym się przejmować ich pozycją GPS załatwiając z nimi jakieś sprawy?

    Po co nam utrzymywanie kilkuset państw gdzie w każdym jest zestaw podobnych sobie urzędów, instytucji, formacji, struktur władzy?

    Zróbmy to w ramach projektu prowadzonego przez fascynatów podobnych do zwolenników wolnego oprogramowania, jak kolejną dystrybucję Linuxa. Wesprzyjmy się sztuczną inteligencją, big data, rozproszonym przetwarzaniem danych w chmurze i całą gamą równie mądrze brzmiących słówek. Odpalmy projekt na GitHub, niech każdy na świecie ma możliwość zaproponowania swojego wkładu.

    Zbudujmy symulator świata. Taką trochę Cywilizację ale opartą o prawdziwe dane, z modelami ekonomicznymi, pogodowymi i socjologicznymi, z całym tym szajsem, który po skompilowaniu pokaże nam co się wydarzy jeśli wprowadzimy zmiany do obecnego układu. Zacznijmy od wzoru na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb ludzkich, jak jedzenie, picie i ciepło, energia. Potem policzmy co kto kiedy i ile musiałby robić, żeby każdy na tym świecie miał luksusy typu opieka zdrowotna, pomoc na starość, bezpieczeństwo.

    Potem pójdźmy dalej i dodajmy do mieszanki brak nierówności społecznych, wykluczenia cyfrowego, prawa promującego pazerne koncerny, szarej strefy goszczącej skorumpowanych urzędników i lobbystów. Brak zgody na niewolnictwo, wykorzystywanie kogoś, przepaść w dochodach, słabą opiekę zdrowotną i niezdrowe jedzenie.

    Następnie skonstruujmy model sprawowania władzy, który zapewni faktyczną kontrolę nad tym co robimy na tej planecie – i to kontrolę osób mających kompetencje aby podejmować (i brać odpowiedzialność za) ważne decyzje a nie ludzi z bardziej wypchanym portfelem.

    Zbudujmy procedury szybkiego wycofywania się z błędnych działań, które pozwolą reagować błyskawicznie na dane płynące z systemów monitorujących pracę całego świata. Itak dalej i tym podobne.

    PS. Pewnie kiedy wszystko byłoby w miarę gotowe do wdrożenia w życie kolejnym krokiem byłoby wynajęcie armii ochroniarzy dla uczestników tego projektu :).

    Rozumiecie co mam na myśli? Jedyna opcja to rozpieprzyć to wszystko w drobny mak i zbudować na nowo

    Obecny świat jest zbudowany na zasadach, które przez tysiące lat utrwaliły pewne mechanizmy wyzysku, utrzymywania status quo, maskaradę gdzie większość pracuje na mniejszość.

    Wyrzućmy cały ten stary porządek do kosza i wymyślmy go od nowa. Zamknijmy do rezerwatów stare elity, dajmy im wyginąć w spokoju i jako takim dobrobycie. Urządźmy się tak jak podpowiada rozsądek, ludzka empatia, szacunek do innych.

    Nie musimy zgadzać się na głód, choroby, biedę, wykluczenie. Tylko dlatego że ktoś się urodził w złym miejscu globu ma być traktowany gorzej?

    Wyjdźmy od założenia, że każdy ma takie same prawa i obowiązki, policzmy co to dokładnie oznacza i dopilnujmy żeby nikt się nie wykręcał. Wszczepmy wszystkim czujniki ruchu, pulsu, sondy analizujące skład krwi, moczu i spermy. Niech każdy będzie monitorowany i karany za opierdalanie się a nagradzany za ludzkie odruchy. Niech będą acziwmenty za pomoc drugiemu człowiekowi, levelujmy za podzielenie się posiłkiem czy schronieniem a nie za kolejny milion na koncie.

    Niech system będzie przejrzysty do bólu i niech pokazuje Ci na smartfonie ile godzin musisz przepracować, żeby w danym miesiącu wyrobić normę – taką samą jak każdy na świecie.

    Brzmi to jak państwo totalitarne, utopia, sen szaleńca cyberkomunizm? Ale zastanówmy się –  czy obecny stan świata nie jest jeszcze bardziej popierdolony?

    [fbcomments]

  • Wszystko jest iluminacją

    Przyznam, że mam słabość do rzeczy pokręconych. Dlatego film „Wszystko jest iluminacją” zachwycił mnie swoją poetyką, kolorystyką, ścieżką dźwiękową, aktorami i właściwie wszystkim. To było dzieło kompletne, wciągające na 120% i pozostawiające rozdziawioną paszczę.

    Jakież było moje zdziwienie (głównie poziomem mojej ignorancji!) kiedy okazało się, że film powstał na bazie książki, która kilka lat później uśmiechnęła się do mnie z empikowej półki.

    Oto krótkie podsumowanie, którego jedynym właściwie celem jest wysłanie was do ulubionego sklepu tudzież platformy VOD, gdzie sobie tę bądź inną formę pochłoniecie.

    Czytaj Więcej „Wszystko jest iluminacją”

  • Słuchawki na siłownię, do pracy, do gier

    Dzisiaj dość nietypowy wpis – polecanki słuchawkowe, bo może ktoś z Was właśnie szuka słuchawek na konkretną okazję. Ja mam ten problem, że żadne dokanałowe nie chcą mi się trzymać w uchu a nawet jeśli już się trzymają to wkurza mnie ich dotyk oraz drażni dźwięk bzyczący prosto w bębenek. Dlatego eksperymentuję od lat z różnymi niedrogimi alternatywami. Poniżej szybki przegląd.

    Czytaj Więcej „Słuchawki na siłownię, do pracy, do gier”

  • Wakacje 2017 – część 2 – Albania, Saranda

    Poprzednio pisałem o tygodniu w Grecji, dziś pora na szybki skrót z Albanii.

    W sobotę załadowano nas do autobusu, przewieziono do portu w Korfu, zaokrętowano na wodolot i ruszyliśmy na kontynent, do albańskiej Sarandy. Wodolotem płynęliśmy pół godziny i ze zgrozą oglądaliśmy niknące kreski zasięgu na komórkach. Wizja tygodnia bez internetu (w Albanii koszt to 44zł za 1MB) była nieco niepokojąca :).

    Czytaj Więcej „Wakacje 2017 – część 2 – Albania, Saranda”

  • Wakacje 2017 – część 1 – Grecja

    Dziś parę fotografii z wakacji plus szczątkowe opisy tego co na nich widnieje. Nie mam czasu niestety się rozpisywać jak było i co robiliśmy każdego dnia ale mogę polecić śmiało wycieczkę na jakiej byliśmy. Jest to niezły sposób na zwiedzenie 2 ciekawych krajów w ciągu 2-tygodniowego urlopu.

    Tego roku wyjątkowo postanowiliśmy zrzucić całą organizację na biuro podróży Millennium Travel z Legnicy. Wycieczka przebiegała sprawnie, transfery i rezydenci bez zarzutu. Całość wyglądała mniej więcej tak jak poniżej opisałem.

    Lądujemy w Grecji, na Korfu (lokalsi podobno nie mówią Korfu tylko Kerkyra), zgarniają nas rezydenci i jedziemy na nasz nocleg. Godzina drogi krętą drogą w leciwym autokarze, jedna czapka zarzygana (nie nasza na szczęście) i jesteśmy na miejscu.

    Sidari, apartamenty Frida. Nasz ośrodek wypoczynkowy, który przechrzciliśmy szybko na PGR albo kołchoz. Mieści się w nim jakieś 30 apartamentów wyposażonych w łóżka, telewizory z polskim nc+ oraz statystyczną rodzinę polską 2+2. Pierwszej nocy pożarły nas jakieś lokalne muszki-zombie, dzieciaki całe w ukąszeniach. Prysznic to brodzik 60×60 bez żadnej zasłonki czy kabiny. Na ośrodku basen, brodzik, leżaki, bar.

    Zasadniczo tragedii nie ma spać się tu da, browar i wino kupić można, pochlapać w basenie też – podstawowe potrzeby zapewnione.

    Idziemy zbadać plażę (10 minut spacerem) i miasto. Sidari to sympatyczne miasteczko, którego centrum przypomina polskie kurorty Pobierowopodobne. Trzymaliśmy się więc od niego z daleka i spacerowaliśmy po plaży bo wzdłuż niej była masa knajpek z leżakami, gdzie można było wypić obiad i zjeść kawę. Widoki piękne, 20 minut drogi do słynnego kanału miłości. W miasteczku można wynająć auto, zrobić zakupy, wszystko się zgadza a najbardziej plaża i woda. Nie zginiemy tu 🙂

    Jednego dnia wynajętym autkiem ruszyliśmy na podbój wschodniego wybrzeża Korfu i w ten sposób odkryliśmy:

    • plażę „jak nad bałtykiem” z drobnymi różnicami – ciepła woda, 40 stopniami w cieniu, czysta woda i okolica… uciekliśmy z niej po godzince bo cienia nie uświadczysz…

    • zaciszną plażę gdzie znaleźliśmy cień, frappe, święty spokój i spędziliśmy tam ładne pół dnia,

    • stolicę wyspy Kerkyra czyli Kerkyra, znane również jako Korfu. Miasto jest niesamowite i warto połazić po jego parnych i dusznych (niestety) uliczkach. Sporo ciekawych miejsc ale też tłumy, których nie da się tu ominąć i czasami trzeba iść w rzece ludzi. Jednak zdarzają się też takie mniej zaludnione ulice.

    Kolejny dzień to fakultatywny rejs na Błękitną Lagunę – od rana do wieczora statkiem przez lazurowe morze, chlapanie w zatoczkach, obiad na pokładzie, zejście na ląd w greckim miasteczku kontynentalnym. Polecam, jest całkiem sympatycznie. Małe dzieci warto wyposażyć w jakieś tablety, książki, rysowanie albo dobry kapok do pływania bo inaczej zanudzą się na śmierć.

    Następny poranek i busem z 8 osobami jedziemy na pół dnia zwiedzić Paleokastricę – są tam 3 punkty programu – klimatyczny monastyr (1), piękna plaża (a nawet dwie obok siebie) (2), piękne widoki (3).

    Do tego pani (p)rezydentka Aneta po drodze opowiada  nam masę ciekawych rzeczy o Grecji i grekach a mi od niektórych eksploduje głowa. Wiecie że prawdziwi Grecy nie kradną i nie upijają się, nie mają domów dziecka i do niedawna więzień? I że maja po dwa pogrzeby? Mind blow i naprawdę zawdzięczamy pani (p)rezydent solidną porcję nowej wiedzy, dzięki!

    Poniżej jeszcze kilka fotek a już wkrótce wpis o kolejnym tygodniu, który spędziliśmy w pięknej choć zaśmieconej Albanii. Stay tuned!

     

  • 3 dni

    Czasem trzeba się odstresować więc pakujesz żonę, dzieci, teścia i lecisz do Hiszpanii na 3 dni pełne przygód. Tam okazuje się, że wcale się nie odstresujesz bo żona bo dzieci bo teściu bo przygody wreszcie. Z drugiej strony to inny rodzaj stresu, który pozwala zapomnieć na chwilę o codzienności, więc… polecam 🙂

    Czytaj Więcej „3 dni”