Na początek disklajmer – nie jestem programistą 🙂

Pracuję jako „informatyk” od kilkunastu lat w jednej (dużej) firmie. Cały ten czas uważam za naprawdę świetną przygodę i ciągle potrafi mnie ta robota zaskoczyć – negatywnie czy pozytywnie, nieważne. Te ciągłe zwroty akcji uznaję za jedną z największych zalet pracy w tej branży.

Jednak im dłużej pracuję tym bardziej żałuję, że 10-15 lat temu nie zacząłem na poważnie programować. Zawsze mnie ta praca (programisty) z jakiegoś powodu pociągała. Wydawało mi się, że to tęsknota za tworzeniem czegoś konkretnego (działającego kodu) zamiast pisania maili i dokumentów; może o pewien rodzaj artyzmu, niezależności i improwizacji ponad maszynowe powtarzanie tych samych czynności (np. naprawa sprzętu, spotkania z biznesem, niekończące się testy wadliwie napisanych systemów).

Ostatnio dotarło do mnie jeszcze jedno. Programista to czarodziej mający moc sprawczą. Jest on kluczowym zasobem, bez którego cały projekt nie ma szans powodzenia – czego nie można powiedzieć o całym teamie dookoła niego. Każdy temat – ile by nie był omawiany i wałkowany – w końcu trafi do implementacji. Wszyscy wiedzą, że o ile PM to tylko strażnik „mandejsów” a analityk to często producent ton papieru i „zaszumiacz” kanału komunikacyjnego, o tyle sam koder to gość w lot pojmujący o co nam chodzi, potrafiący to wprowadzić do systemu i w dodatku robiący to w 2 godziny a nie 2 roboczodni (a tak nam policzy wspomniany PM bo przecież analiza, prowadzenie projektu itd itp).

Zatem jeśli mam duży system, w którym coś potrzebuję zmienić na cito, kontakt bezpośrednio z programistą to to, co lubię najbardziej. Niejednokrotnie doświadczyłem sytuacji gdy rzecz wytłumaczona analitykom i wyceniona przez PMa trafiała do nas błędnie zaimplementowana i niedokładnie przetestowana w dodatku wiele dni/tygodni po czasie. W sytuacji kiedy gadam od razu z programistą takie sytuacje nie występują.

Bywa, że w trakcie rozmowy telefonicznej z developerem, w ciągu 1/10 „normalnego” czasu, potrafimy dogadać się, wdrożyć 3 wersje danej zmiany na środowisko TST, zmienić założenia o 90 stopni i wgrać to wszystko na produkcję.

Z biegiem lat nabieram należytego szacunku i cieszę się kiedy mam dostęp bezpośrednio do programisty. Kiedy mam wszystko negocjować przez „proxy” od razu mój zapał gaśnie :).

 

Podobało się?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Subskrybuj powiadomienia o nowych wpisach.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *